Każde pokolenie rządzi się swoimi prawami.
Zamiast smartphona mieliśmy Pegasusa, zamiast laptopa, zabawkę Tamagothi i hodowaliśmy sobie zwierzątka. Nie mieliśmy elektronicznych gadżetów, Internetu a jednak świetnie spędzaliśmy wolny czas.
Nieraz wspominam swoje dzieciństwo, wszystko było takie, po prostu proste…
Do teraz nie mogę wyjść z podziwu jak z kolegami przekazywaliśmy sobie informacje o np. popołudniowym meczu. Nie mieliśmy telefonów komórkowych, Gadu-Gadu, Facebooka, e-maili, ale zawsze wiedzieliśmy o której godzinie będziemy grać na boisku. Co ciekawe pamiętam też, że powrót ze szkoły do domu, a miałem niedaleko, nieraz trwał długie godziny. Jak to możliwe by 3 kilometry iść 3 godziny?
Magia dzieciństwa.
Kto oglądał Muminki i nie bał się Buki? Nie uwierzę, że znajdzie się choć jeden taki śmiałek. Moment przyjścia Buki był przerażający i nie wiem czy teraz byłbym w stanie to obejrzeć. Co innego Drużyna A, to był serial – czterech przyjaciół w walce ze złem i przestępczością. A teraz z innej beczki, kto z Was pamięta Vibovit? Kto na boisku utożsamiał się z Ronaldo, Zidane?
W podstawówce mało kto interesował się koszykówką, ale wszyscy kibicowali Chicago Bulls i uwielbialiśmy Michela Jordana.
Pegasus – powiedzmy, że to taka wersja alfa obecnych konsol do gier – ile czasu, ile godzin spędziliśmy na podłodze przed telewizorem przy Contrze, Mario, Tankach czy Bomberze?
Pamiętam jak na przerwach w szkole piliśmy oranżadę na czas, oczywiście przed sklepem. A mówiąc o oranżadzie nie sposób nie wspomnieć o oranżadzie w saszetkach, której chyba nikt nigdy nie przyrządził, ponieważ jedliśmy ją na sucho.
Za grosze kupowaliśmy chipsy, gumy Turbo, Donald czy Boomer. A w tych gumach, chipsach i innych słodyczach były przeróżne rzeczy, które nałogowo zbieraliśmy, pokemony, tazo, krótkie komiksy, karty i inne żetony. Uwielbialiśmy Milky Way i chrupki kukurydziane.
W telewizji w niedzielę królowały programy Disco Polo oraz Disco Relax a ulubione teleturnieje naszych rodziców to Miliard w Rozumie czy polsatowskie show „Idź na całość„.
Czas na bajki.
Niekwestionowanymi liderami wczesnych lat dzieciństwa są Krecik, Bolek i Lolek oraz Kaczor Donald, do elity należały również przygody Myszki Miki i jej przyjaciół, Smerfy, Sąsiedzi, perypetie kota Toma i myszki Jerry, Wilk i Zając oraz Gumisie. Nie sposób nie wspomnieć o Reksiu, Porwaniu Baltazara Gąbki (klasyka!), Denverze ostatnim dinozaurze, Misiu Uszatku, Koziołku Matołku, Pszczółce Mai, Kubusiu Puchatku, Dexterze, Kulfonie i Monice czy Tsubasie. Mogę tak wymieniać i wymieniać…
Później pojawił się Dragon Ball Z, GT. Nie można nas było oderwać od telewizora, dwa odcinki Dragon Ball Z były dla nas takim samym obowiązkiem jak chodzenie do szkoły. Identyfikowaliśmy się potem z Songo, Vegetą i resztą bohaterów serii.
Rycerze Zodiaku – bajka, która również zabrała nam mnóstwo czasu, ale nie sposób nie wspomnieć o jeszcze jednej bajce, z którą wiąże się pewna historia.
Jakiś rok temu wzięło mnie na takie wspomnienia i przypomniałem sobie o bajce z której pamiętałem tylko „Estebana” i złote miasto. Te kluczowe frazy zaprowadziły mnie do strony na Wikipedii „Tajemnicze Złote Miasta„. Wiem, że przed kilkunastu laty zawsze jakoś tak to wszystko wypadało, że nigdy nie obejrzałem tej bajki do końca, więc przeszukałem sieć i znalazłem całą bajkę online. Obejrzałem 39 odcinków Tajemniczych Złotych Miast w ciągu dwóch dni. Coś niesamowitego, polecam każdemu, kto ma odrobinę wolnego czasu i chce sobie powspominać stare dobre czasy. Obiecałem sobie, że tak samo zrobię w przyszłości z Dragon Ball Z i GT, ale to trochę więcej odcinków, więc to zadanie poczeka jeszcze sobie.
Dziewczyny jak to dziewczyny wzdychały do Backstreet Boys, a my do Spice Girls. W pokojach na ścianach mieliśmy pełno plakatów piłkarzy, piosenkarzy. Słuchaliśmy muzyki z kaset, a piosenki, które leciały w radio nagrywaliśmy na kasety. Później mieliśmy Walkmany, które stały się swoistym must have na szkolnych wycieczkach.
W piórniku, który najlepiej, żeby miał dwa lub trzy piętra, musiał być wielokolorowy długopis oraz pachnąca gumka do mazania. Był także pewien okres, nie pamiętam dokładnie, ale raczej była to szkoła podstawowa, kiedy zbieraliśmy kartki z postaciami z bajek, kreskówek do segregatorów i codziennie przynosiliśmy to wszystko do szkoły, aby wymieniać się z innymi. Im więcej kartek, im bogatsza kolekcja tym większy lans w klasie.
Nie obyło się też bez pamiętników czy złotych myśli. Dawałeś koledze, koleżance do domu takie złote myśli, a oni odpowiadali na zadane przez Ciebie pytania, ulubiony kolor?, co o mnie myślisz?, masz brata? itp. Teraz jest łatwiej, otwierasz profil na Facebooku i wiesz wszystko.
Tak po prostu, znikąd (teraz wiem, że z Chin) pojawiły się adidasy z świecącymi diodami w piętach. Z czasem przestały nas bawić żetony, segregatory z kartkami, więc zaczęliśmy grać w Zośkę, w pokera na pieniądze (1, 2 i 5 groszy) i bawić się jojo.
Nie było komputerów, telefonów, ale mieliśmy milion pomysłów jak rozerwać i umilić sobie czas.
Nadszedł czas pierwszych telefonów komórkowych Nokia, Siemens, Motorola i każdy chciał mieć swoją „cegłę”. Polifoniczne dzwonki, gry kupowane za parę złotych z gazety, Snake w Nokii, właśnie do tego potrzebowaliśmy naszych telefonów.
Świat wokół nas zmieniał się bardzo szybko a my wraz z nim. Lata 90. XX wieku miały swój klimat i swój czas. Kto je przeżył, to wie o czym mowa.